Recenzja Life is Strange: Before the Storm – Farewell. Coś się kończy, coś się zaczyna

Recenzja Life is Strange: Before the Storm – Farewell. Coś się kończy, coś się zaczyna

Recenowana na: Recenzje

DONTNOD Entertainment i Deck Nine zrobiły wszystko na opak. Studia pracujące nad przygodami Max i Chloe przygotowały nam historię, którą rozgrywaliśmy od końca. W styczniu 2015 roku dostaliśmy pierwszy odcinek gry Life is Strange, w którym obie dziewczyny spotykają się po dłuższej rozłące. W ubiegłym roku gracze dostali w swoje ręce tytuł Before the Storm, który opowiadał z kolei perypetie niebieskowłosej Chloe rozgrywające się przed tym, jak Maxine odkryła swoją niezwykłą moc. Od wczoraj zaś mamy szansę pobrać ostatni, bonusowy odcinek pt. Farewell, w którym zobaczymy, co działo się na samym początku, kiedy to Max i Chloe nie przypominały jeszcze siebie ani wyglądem, ani też głosem. 

Farewell to krótki epizod opowiadający o tym, co działo się jeszcze zanim fabuła pierwszego Life is Strange nabrała tempa.

Ostatni dzień w Arcadia Bay

Jak wyglądał ostatni dzień Maxine w rodzinnym mieście i co jeszcze wydarzyło się tego feralnego dnia? Odpowiedzi znajdziecie w najnowszym, ostatnim już epizodzie Before the Storm. Deweloperzy udostępnili odcinek tym graczom, którzy zakupili wersję Deluxe gry. Fabularnie mogę zdradzić jedynie, że epizod zaczyna się wybuchowo, bo od niewinnej zabawy nastolatek. Przywiązują one bowiem lalki Barbie do laski dynamitu i… odpalają. Jak mocnych (i czy w ogóle) szkód wyrządzą, już nie zdradzę, tak jak reszty historii, która jest niestety zaskakująco krótka. Można ją rozegrać od 30, do 75 minut (jeśli wetkniemy nos w każdy kąt).

Maxine również w tym odcinku nie rozstaje się z aparatem.

Oś czasu w Before the Storm nie jest rzeczą oczywistą

Ten krótki odcinek bonusowy spędzimy w gruncie rzeczy na eksploracji mieszkania oraz podwórka należącego do rodziców młodej Chloe Price. Max będzie przy okazji wiele wspominać i zastanawiać się (mocno flegmatycznie, nawet jak na samą Max), jak pożegnać się z przyjaciółką. Swoimi monologami utwierdzi nas w przekonaniu, że to koniec nie tylko dla niej, ale i dla nas – graczy. Czas aby ostatecznie pożegnać się z Arcadia Bay. Przy przechodzeniu odcinka, natkniemy się przy okazji na wiele flashbacków (a może… flashforwardów?), gdyż pamięcią sięgniemy w przyszłość bohaterek (zaczynam się powoli gubić w osi czasu). Dowiemy się kilku nieznanych wcześniej faktów dotyczących dziewczyn, jak i ich rodzin, a także tego, jakie były początku Chloe w Blackwell Academy.

Kto nie pamięta śnieżnej kuli z poprzednich epizodów, niech pierwszy nią rzuci. Albo lepiej nie, bo szkoda.

Czy ten żart był wersji Deluxe wart?

Na próżno doszukiwałam się w grze podtekstów, które tłumaczyłyby, skąd wzięły się moce Maxine w kolejnych latach jej życia. Na próżno usadowiłam się wygodnie z padem w dłoniach na kanapie obłożona czipsami, licząc na następny, czterogodzinny epizod. Na próżno spodziewałam się zwrotów akcji i emocji, które odnajdywałam niemal za każdym razem, przechodząc nowe odcinki, niezależnie czy były to twory od DONTNOD czy od Deck Nine. Cóż, w trakcie 75 minut może i natknęłam się na minigierkę, która w zamiarze miała być pewnym urozmaiceniem gry, otrzymałam (dwa?) nowe utwory muzyczne, a także obejrzałam godne Life is Strange zakończenie, które muszę przyznać poruszyło, ale… Finalny, tudzież bonusowy odcinek, mocno mnie rozczarował. Wyglądał na coś, co zostało zrobione na szybko, bo gracze zapłacili i należy coś im podarować.

Tak właśnie wyczekiwałam odcinka Farewell. Gdy go dojrzałam, o mało nie spadłam z huśtawki.

Na szczęście epizod nie był na tyle tragiczny, aby pozostawić niesmak na całej serii, ale nie obraziłabym się, gdyby w Farewell deweloperzy pokazali po raz ostatni, na co ich stać. Jedno jest jednak pewne – twórcom udało się tym bonusowym odcinkiem zachęcić mnie do ponownego rozegrania (pytanie kiedy) Life is Strange, tym razem według chronologii wydarzeń. Jestem bowiem pewna, że odnalazłabym wówczas wiele smaczków, wiążących całą serię w spójną całość. Jakby nie patrzeć, czas spędzony w Arcadia Bay był to – cytując Chloe – hell of a ride!

Powstrzymam się także, od wystawiania wyraźnej oceny odcinkowi, gdyż było by to krzywdzące dla całej serii. Bardzo żądnych cyferek czytelników informuję jednak, że skłaniałabym się tutaj ku bardzo słabej i cherlawej trójeczce w skali pięciostopniowej…

Recenzje trzech podstawowych odcinków Life is Strange: Before the Storm przeczytacie w tym miejscu.

Ewelina Stoj
O autorze

Ewelina Stoj

Redaktor
Bardziej od konkretnych gatunków ceni sobie kiedy gra ma "duszę" i pouczający przekaz. Nieco osamotniona w męskim świecie ruchomych pikseli próbuje udowodnić światu, że gry to także sztuka.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie