Shadow Warrior 3 - grafika

Shadow Warrior 3 – recenzja. Fajny smoczek, ale technicznie niedomaga

Gra: Shadow Warrior 3 [PC]

Recenowana na: Recenzje

Dzielny Lo Wang powraca z kataną, włosami na głowie i garścią wyjątkowo głupich żartów, które bywają nawet śmieszne. Niestety Shadow Warrior 3 nie jest tytułem bez wad.

Wszystko zaczęło się w 1997, gdy 3D Realms stworzyło humorystycznego FPS-a z gadatliwym bohaterem Lo Wangiem. 16 lat później polskie studio Flying Wild Hog powołało do życia remake produkcji, a później wyszła też kolejna część. W marcu fani doczekali się także premiery “trójki”.

Pierwszą część gdzieś kiedyś rozdawano za darmo, drugą również – i mam te gry, ale do tej pory jakoś nie było sposobności, by je zainstalować i wypróbować. I prawdę mówiąc, po zetknięciu z trzecią częścią nie wiem, czy to nastąpi w najbliższym czasie.

W trzeciej części Lo Wang łączy siły ze swoim byłym wrogiem Orochim Zillą, by schwytać pradawnego smoka. Ten ostatni wydobył się z więzienia przez przypadek i zdążył już zniszczyć jakąś część świata. Główny bohater musi zrobić wszystko, by gadzina nie dobrała się do reszty.

Fabuła jest prosta jak budowa kija i nie ma tu nic niesztampowego. Ale tak chyba powinno być w tym przypadku – ten FPS ma oferować wyłącznie relaksującą rozwałkę i choć brak ciekawej historii tu nie pomaga, to i zbytnio nie przeszkadza. Dodatkowo jakimś plusem jest to, że pomimo braku znajomości dwóch pierwszych odsłon bez problemu można odnaleźć się w opowieści “trójki”.

Jest co robić

Brak porządnej historii nie oznacza, że tytuł od Flying Wild Hog jest nudny – co to, to nie. Tu cały czas coś się dzieje. Praktycznie od pierwszych sekund spędzonych z grą gdzieś gnamy i z kimś walczymy. Spodziewałam się, że SW3 dostarczy mi więcej wrażeń niż polowanie na grzyby czy układanie pasjansa, ale i tak produkcja zaskakuje dynamizmem i natężeniem akcji.

Naszym głównym zadaniem, jak nietrudno się domyślić, jest eliminowanie hord wrogów, których napotykamy na naszej drodze do smoka. A robimy to przy użyciu paru rodzajów broni o pomysłowo brzmiących nazwach. Bronie te można rozbudowywać. Podstawą pozostaje oczywiście niezawodna katana i trzeba przyznać, że już samo siekanie przeciwników samurajskim orężem daje mnóstwo frajdy.

Gra zmusza nas do łączenia różnych stylów walki. I tak na przykład za zabicie wroga kataną otrzymujemy amunicję, a za pokonanie go bronią palną – punkty życia. Niemniej niezależnie od tego, czy machamy kataną, czy strzelamy, czujemy tę samą dziką satysfakcję na widok wrogów rozbryzgujących się na ekranie. Gameplay to bez wątpienia największy atut SW3.

Oprócz broni, Lo Wang dysponuje efektownymi finisherami. Ma je i nie zawaha się ich użyć, gdy naładuje współczynnik energii. I może asekurować się linką, by na przykład szybciej dostać się do danego miejsca.

My tu gadu-gadu…

Główny bohater mówi bardzo dużo, i są to głównie docinki, żarciki i cięte riposty adresowane do Zilli. I czasem faktycznie można się uśmiechnąć, choć mnie osobiście nie wszystkie suchary przypadły do gustu. Nie ma co oczekiwać wysublimowanego humoru; wręcz przeciwnie, to w znacznej części żarty niskiego lotu, bo, prawdę mówiąc, tylko takie tu pasują. Warte docenienia są nawiązania do kultury popularnej, które na swój sposób wzbogacają tę produkcję.

Momenty wytchnienia w beztroskiej sieczce zapewniają cut-scenki, które twórcy zręcznie poupychali w grze. Przerywniki pojawiają się w SW3 często i dopowiadają to, czego nad wyraz gadatliwy Wang nie zdąża wyartykułować podczas rozgrywki, bo to mocno zajęty facet jest. Cut-scenki to też przyjemny element gry – zrealizowano je z niemalże kinowym rozmachem.

Shadow Warrior 3 jest liniowy, co sprawia, że rozgrywka płynie gładko i szybko. Liniowość jest, moim skromnym zdaniem, zaletą tytułu, w którym chodzi przede wszystkim o odmóżdżającą i bezstresową zabawę. Nie ma tu nic, co mogłoby nas męczyć, frustrować czy przytłaczać. Zero kombinowania, zero pomyślunku. Chociaż – niestety! – z tym brakiem frustrujących elementów to bym jednak nie przesadzała.

Błędy, panie, błędy

Największym problemem SW3 są usterki natury technicznej. Jednym z poważniejszych jest błąd związany ze skryptami, który dawał mi się we znaki już na początku rozgrywki. Błąd ten zmusił mnie do kilkukrotnego powtarzania pierwszego etapu. Po pokonaniu wszystkich przeciwników powinna pojawić się możliwość odcięcia kataną pnączy, by móc pójść dalej. Rzecz w tym, że moje krzaki nie chciały się w żaden sposób “aktywować”, bym mogła to zrobić. Zapewne gdzieś się schował przede mną jeszcze jakiś przeciwnik, którego pokonanie aktywuje te krzaki. Co zrobić, wystraszyłam biedaka.

Nie było innego sposobu, by pójść dalej, niż powtórzenie poziomu, co w moim przypadku wiązało się z powrotem do samego początku. Co ciekawe, dotarcie raz jeszcze do kłopotliwego momentu nic nie dało – trzeba to było zrobić ponownie. Niezbyt mi się uśmiechało powtarzanie tego samego odcinka trasy i areny parę razy – to było naprawdę irytujące. W sumie zrobił się tu taki przymusowy Deathloop, tylko że całkiem bez sensu.

Najgorsze, że przez tego typu usterki cały sens i cel istnienia tej produkcji – a mianowicie relaksację i odstresowanie – wzięło w łeb. Naprawdę chciałam się dobrze bawić przy tej SW3, ale niestety nie wyszło. Co więcej, po zasięgnięciu języka w internecie wiem, że nie jestem jedyną osobą, której coś takiego się zdarzyło – błędy ze skryptami są tu więc niestety częstym zjawiskiem.

Rzut okiem na Shadow Warrior 3

Generalnie tytuł jest bardzo ładny. Gdzie okiem nie sięgnąć, tam jest barwnie, a gdzieniegdzie nawet – o dziwo – jakoś tak lirycznie i nastrojowo. Krajobrazy, jakie widzimy, są tak atrakcyjne, że chciałoby się przystanąć od czasu do czasu, by się nimi pozachwycać. Cały czas mamy do czynienia z dżunglą, a jednak poszczególne lokacje są bardzo zróżnicowane.

Ciekawie wyglądają też nasi wrogowie – chyba projektował ich ktoś, kto nie mógł się zdecydować, czy chce być artystą, czy wariatem. Jak by nie było, przeciwników w Shadow Warrior 3 trudno wymazać z pamięci: co raz zobaczone, nie da się już odzobaczyć.

Zwięźle, ale intensywnie

Zanim zagrałam w Shadow Warrior 3, zdążyłam się naczytać, że jest to gra niedługa. Istotnie, jej przejście może zająć osiem – w porywach złej passy dziewięć – godzin. A jeśli ktoś jest sprytniejszy, to nawet pięć. To trochę mało jak na dzisiejsze standardy, ale z drugiej strony należy pamiętać, że tytuł od Flying Wild Hog jest napakowany akcją niczym sklepowy pomidor genetycznymi modyfikacjami.

Wrażeń, jakie serwują nam Polacy podczas tych kilku godzin, jest tyle, że spokojnie wystarczyłoby na dwie szalone produkcje o podobnej długości. Zresztą mnie w sumie wystarczy emocji i na tak krótki czas; szczególnie usterki techniczne sprawiły, że o grze (a w sumie to i nawet o całej serii) wolałabym na razie zapomnieć.

Shadow Warrior 3 to po prostu strzelanka w starym stylu, która zachwyci fanów serii i sympatyków gatunku – o ile są oni w stanie przymknąć oko na pewne usterki techniczne i krótki czas rozgrywki. Natomiast nie wiem, czy osoby, które nie sympatyzują z gatunkiem, mają tu czego szukać. Oczywiście możecie próbować, ale nie gwarantuję, że przygodę z pradawnym smoczkiem uznacie za udaną.

Shadow Warrior 3 [PC]

Krótko i na temat

Kolejna część oldschoolowego shootera, który zadowoli fanów serii i gatunku. Produkcja jest ładna i oferuje prawie bezstresową zabawę. Prawie - bo niedociągnięcia techniczne niestety psują ogólny efekt.

2.5

Plusy:

  • Walka
  • Liniowość, dla odmiany
  • Grafika

Minusy:

  • Usterki techniczne
  • Czas gry
Dagmara Kottke
O autorze

Dagmara Kottke

Redaktor
Z wykształcenia dziennikarz, z zamiłowania jeszcze bardziej. Fanka słabej literatury i maskotek ze zniesmaczonym wyrazem twarzy.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie