Test Tracer GAMEZONE Radiant. Budżetowa klawiatura dla gracza

Test Tracer GAMEZONE Radiant. Budżetowa klawiatura dla gracza
Polecamy! Testy

Kolejna klawiatura od Tracera z serii GameZone zawitała na sklepowych półkach. Jak sama nazwa wskazuje, przeznaczona jest dla graczy. Cena sugeruje z kolei, że dla tych niezbyt wymagających, ponieważ Radiant może być Wasz za niespełna 200 zł. A może tania klawiatura zaspokoi również potrzeby wymagającego gracza tak, że nie trzeba będzie przepłacać i zaopatrywać się w sprzęt, za którym stoi po prostu więcej specjalistów od marketingu?

Miłość od pierwszego zaświecenia

Opisywany model nie urzekł mnie od pierwszego wejrzenia. Było to raczej odkrywanie jego eleganckiej, aczkolwiek minimalistycznej strony wizualnej oraz całkowita zmiana zdania zaraz po tym, jak po podłączeniu do komputera klawiatura pokazała, że potrafi oczarować LEDowym podświetleniem i możliwością jego dostosowania, do którego jeszcze wrócimy. Mówią, że to mężczyzna jest wzrokowcem, jednak również dla mnie otaczający mnie sprzęt (zwłaszcza komputerowy) powinien być równie ładny co funkcjonalny. Już samo toksycznie żółto-czarne pudełko ze znakami radioaktywności, w którym przybywa do nas Tracer, zachęca do natychmiastowej gry. W środku opakowania znajdziemy jeszcze plastikowy „kluczyk”, który ułatwi wyjmowanie klawiszy oraz krótką instrukcję obsługi, również w języku polskim.

Już samo pudełko sprawia, że czuje się chęć gry na nowym sprzęcie.

Po pierwszym podłączeniu Tracer popisuje się podświetleniem, zapalając po kolei spiralnie swoje klawisze, jakby pod nimi przesuwał się kolorowo świecący elektryczny węgorz. Może i mnie to zaczarowało, ale potem przyszła pora na bardziej krytyczne podejście do tematu. Krytyka strony wizualnej trwa jednak tak długo, jak klawiatura nie świeci. Będąc pozbawioną zasilania nie wyróżnia jej nic szczególnego. Nie ma podpórek na nadgarstki, kształtem przypomina nieco zwykłego biurowca za 15 zł (co mi osobiście nie przypadło do gustu), jednak wygląd ratuje nieco srebrna ramka na obrzeżu. Zaletą będzie na pewno waga sprzętu (prawie 1,5kg), mogą spodobać się również klawisze, które opatrzone zostały inną niż standardowa czcionką. Najbliższym przymiotnikiem oddającym charakter tychże liter jest: futurystyczny. Styl ten fajnie przełamuje prostokątną prostotę Radianta.

Niestandardowa czcionka na klawiszach przyciąga wzrok.

Pisanie nawet tłustymi paluchami nie jest dla klawiatury czymś zabójczym. Matowy plastik nie łapie odcisków, a nawet ma problemy z łapaniem kurzu. To duży plus. W czystości gorzej jednak będzie utrzymać wcześniej wspomniane srebrne obramowanie. Te brudzi się i niesamowicie szybko niszczy. Zarysowania zostają już nawet po przetarciu suchą szmatką. Po jakimś czasie z błyszczącej otoczki zostanie matowe nieestetyczne coś.

Srebrna ramka już po kilku przetarciach z kurzu nabiera paskudnych rys.

W przeciwieństwie do frontu, tył całkiem skutecznie łapie paluchy, gdyż wykonany jest z przyjemnego w dotyku, jednak gorszego tworzywa. Generalnie rewers sprawia wrażenie, jakby producent właśnie w tym miejscu przyoszczędził na sprzęcie. Gumy są cztery, a nóżki nie mają nic ciekawego do zaoferowania. Choć klawiatura dzięki swej wadze ma dobrą przyczepność do podłoża, nieco ją traci właśnie po rozstawieniu nóżek, ponieważ nie posiadają one gum antypoślizgowych. Nie posiadają one także mechanizmu blokującego po rozłożeniu, jednak mimo to nie mają też „wrodzonej” skłonności do składania się. Możemy więc swobodnie podnieść klawiaturę, przetrzeć kurz na biurku, a nóżki nadal pozostaną otwarte. Kabel zakończony wejściem USB to niczym nie wyróżniający się przewód bez dodatkowych oplotów, o długości 150 cm.

Radiant z tyłu to 4 gumy antypoślizgowe, dwie dość słabej jakości nóżki i dużo powierzchni do łapania tłustych paluchów.

Magia zaczyna się dziać, gdy zapadnie zmrok… albo zasłonimy rolety w pokoju

Kiedy „odpalimy tę choinkę”, będzie to uczta dla oczu. Podświetlenie jest wyraźne, ma trzy stopnie natężenia i trzy prędkości efektów. Oprócz standardowej funkcji oddychania, Radiant ma jeszcze 6 innych opcji podświetlenia (najbardziej spodobał mi się efekt rozchodzącego się światła po innych klawiszach od tego, który właśnie wcisnęliśmy). Standardowe podświetlenie WSADu + escape, a także 8 predefiniowanych stałych podświetleń dla gracza oraz dwa miejsca na nagranie swoich własnych kombinacji podświetlenia – to kolejne funkcje. Jako że mamy do czynienia z klawiaturą dla gracza, znajdziemy też możliwość blokowania kapsla Windows. Szkoda tylko, ze żadna dioda na urządzeniu nie informuje o tymczasowym włączeniu tej funkcji. Plusem jest to, że klawiatura trzyma w pamięci ostatnie ustawienia po wyłączeniu komputera, dzięki temu nie musimy za każdym posiedzeniem przy pececie ponownie jej dostosowywać.

Kolorami Radianta nie sposób się znudzić.

Nie dostaniemy natomiast żadnego oprogramowania na płytce, ani też innego, które moglibyśmy pobrać wprost z sieci. Ustawienia, których możemy dokonać samodzielnie, dotyczą w gruncie rzeczy jedynie oświetlenia, a wszystkiego dokonujemy z poziomu klawiatury. Przyciskając kombinację Fn+Home zaczynamy „nagrywanie” konkretnych klawiszy, które chcemy, aby nam świeciły pod danym programem, których mamy dwa. Nagrywanie kończymy klawiszami Fn+End. Dostosowywanie podświetlenia jest jak widać bardzo proste, lecz… to niemal wszystko, co możemy dostroić, co z pewnością będzie sporym minusem dla zaawansowanych graczy, którzy chcieliby np. poustawiać własne makra. Tutaj tego nie znajdziecie.

Tracer GAMEZONE Radiant ma jednak coś w zanadrzu. Zacznijmy od najprostszego, czyli współdzielonych klawiszy multimedialnych, które aktywujemy po przytrzymaniu wraz z kapslem funkcyjnym. Fn w połączeniu z przyciskami kierunkowymi pozwala zarządzać jasnością oraz prędkością efektów świetlnych Jeśli użyjemy go z efami, otrzymamy takie oto efekty:

F1: komputer
F2: wyszukiwanie
F3: kalkulator
F4: program audio
F5: poprzedni utwór
F6: następny utwór
F7: play/pause
F8: stop
F9: wyciszenie
F10: głośność +
F11: głośność –
F12: blokada klawiatury

To jednak nie wszystko, co potrafi malutki kapsel Fn. Przydatne będzie na pewno blokowanie klawisza Windows (Fn + Win), przyspieszenie reakcji klawiszy (Fn + Q) oraz zmiana klawiszy kierunkowych z WSADem (Fn + W).  Pod numerami na klawiaturze alfanumerycznej kryją się natomiast skróty do predefiniowanych trybów podświetlania, o których mowa była wcześniej (G1-G8) oraz dwa skróty dla trybów oświetlenia nagranych przez użytkownika (C1 oraz C2).

Outemu Brown – przełączniki wyjątkowo hałaśliwe.

Poklikamy?

Jasne, tylko lepiej przy zamkniętych drzwiach, żeby nie drażnić pozostałych domowników. Radiant został wyposażony w wysokoprofilowe przełączniki Outemu Brown, stąd niższa cena urządzenia niż w przypadku cenionych i sporo droższych Cherry. Te budżetowe klony „wisienek” są niestety głośniejsze. Zastosowane w klawiaturze przełączniki są pewnym kompromisem między typowymi dla graczy i osób używających klawiatury także do pisania. Większą jednak przyjemność odczuwałam pisząc na niej niż grając. Nie znaczy to oczywiście, że granie na Tracer GAMEZONE Radiant jest jakimś koszmarem. Warto jednak zaznaczyć, że w jednym i drugim przypadku dłonie mają tendencję do wiszenia ponad klawiszami, a wszystko stąd, że sprzętowi brakuje podstawki na nadgarstki, które potrafią się nadwyrężyć przy zbyt długich posiedzeniach przy edytorze tekstu lub walce na wirtualnym froncie. Mowa tu jednak o wielogodzinnych sesjach bez wstawania od komputera. Zatem jeśli spędzamy przy komputerze po naście godzin dziennie (zwłaszcza na pisaniu) to brak podstawki może nam doskwierać. Z drugiej strony, gdyby Radiant wyposażony był w podstawkę, z pewnością straciłby sporo na designie. Jeśli komuś bardzo zależy, zawsze pozostaje opcja dokupienia tego elementu osobno, lecz to niestety kolejne wydatki.

Dość wysoki profil klawiszy męczy nadgarstki po wielu godzinach pisania.

Wracając do klawiszy. Aby wywołać efekt naciśnięcia pojedynczego przycisku, nie musimy szczególnie mocno na niego napierać. Aktywacja następuje w połowie drogi, to znaczy już po 2,1 mm, a wymóg siły to 55 g. Przy klawiszach typu Enter bądź Spacja wymagana jest oczywiście większa siła, z oczywistych – gabarytowych względów. Będąc przy klawiszach większych trzeba nadmienić, że te zostały wsparte wspornikami z plastiku. Sprawia to, że nic nie skrzypi i nie trzeszczy, jak niekiedy w przypadku wsparcia metalowego.

Radiant może pochwalić się również technologią anti-ghostingu, a ten spisuje się bardzo dobrze do sześciu klawiszy. Grając w multi w kilka najnowszych tytułów nie zauważyłam problemów z brakiem odczytywania nawarstwiających się przycisków.

Specyfikacja produktu:

  • Przełączniki: Outemu Brown
  • Wymiary: 446mm x 142mm x 42mm
  • Waga: 1492 g
  • Obudowa: czarny oksydowany stop aluminium
  • Pod obudową: czarne tworzywo ABS
  • Zdobienia: przezroczyste tworzywo ABS
  • Liczba klawiszy multimedialnych: 11
  • Mechanizm: Mechaniczna
  • Oprogramowanie: Brak
  • Podpórka pod nadgarstek: Nie
  • Podświetlenie klawiszy: RGB
  • Złącze: USB 2.0
  • Długość kabla: 1,5 m
  • Czas reakcji: ≤ 5 msec
  • Żywotność przełączników: ≥ 5 000 000 uderzeń
  • Win lock: Tak
  • Odporność na płyny: Nie
  • Obsługa makr: Nie

Pierwsze koty za płoty

Po kilku dniach użytkowania klawisze nieznacznie „siadają”, to znaczy ulegają uelastycznieniu, co jest jednak zaletą – klawiatura nie jest już taka twarda. W ciągu trzech tygodni, trzykrotnie zdarzył mi się przykry incydent, polegający na braku reakcji ze strony urządzenia po włączeniu komputera. Prąd docierał do klawiatury, gdyż działało podświetlenie, jednak klawisze nie reagowały i konieczne było nurkowanie pod biurko celem ponownego wetknięcia przewodu USB. Nie wiem na ile to wina sterowników, a na ile wina samego sprzętu, jednak już od wielu lat nie miałam takiego problemu z innymi klawiaturami.

Podświetlenie klawiatury sprawiło, że przymknęłam oko na inne wady.

Miłość z rozsądku…

… i z braku funduszy na coś lepszego. W tym przedziale cenowym nowy Tracer zdecydowanie się broni. Zawdzięcza to przede wszystkim ciekawemu, minimalistycznemu designowi, do którego ostatecznie udało mi się przekonać, wyrazistym i ciekawym profilem oświetlenia oraz przyjemnością pracy zarówno podczas pisania, jak i grania, o ile nie spędzamy przy klawiaturze przesadnie wielu godzin, ponieważ wysoki profil klawiszy połączony z brakiem podpórki może być męczący dla nadgarstków i musicie mieć tego świadomość. Pewną bolączką klawiatury są słabej jakości nóżki (o ile ktoś w ogóle z nich skorzysta), a dużą bolączką wysoki nawet jak na klawiaturę mechaniczną poziom decybeli przez nią emitowany. Klawiatura ma jeszcze kilka niewybaczalnych wad, których jednak nie unikniemy w tej półce cenowej. Na pewno jest to brak makr, które moglibyśmy samodzielnie zaprogramować. Producenci często oferują oprogramowanie pozwalające na zmianę funkcji praktycznie każdego przycisku, czego w Radiancie nie uświadczymy. Trochę przeszkadzał mi również brak diody sygnalizującej zablokowanie klawisza Windows.

Pomimo wszystkich słabych stron, Tracer ma duszę, która przekona do siebie przede wszystkim miłośników stabilności i minimalistycznego, nowoczesnego designu. Jeśli nie jesteśmy „hardkorowym” i wymagającym graczem, a bardziej niedzielnym dysponującym okrojonym budżetem na klawiaturę, warto rozważyć zakup Radianta. Nie jest to bowiem sprzęt dla gamerów spędzających każdą wolną chwilę przy grach wideo.

Plusy:

+ wyraziste oświetlenie wraz z mnogością efektów
+ konkretna waga = stabilność na biurku
+ jakość w stosunku do ceny
+ łatwe dostosowywanie ustawień w obrębie klawiatury, bez potrzeby sięgania do skomplikowanego oprogramowania
+ dobry anti-ghosting – do 6 klawiszy

Minusy:

– brak możliwości programowania makr
– słabej jakości srebrna ramka, która szybko się niszczy
– nóżki ze słabej jakości plastiku, bez elementów antypoślizgowych

OCENA: 3,5/5

Ewelina Stoj
O autorze

Ewelina Stoj

Redaktor
Bardziej od konkretnych gatunków ceni sobie kiedy gra ma "duszę" i pouczający przekaz. Nieco osamotniona w męskim świecie ruchomych pikseli próbuje udowodnić światu, że gry to także sztuka.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie