Recenzja Uncharted 4: Kres Złodzieja – mistrzowski epilog przygód Nathana Drake’a

Recenzja Uncharted 4: Kres Złodzieja – mistrzowski epilog przygód Nathana Drake’a

Jeśli ktoś wam powie, że w Uncharted 4 po prostu musicie zagrać, to dobrze go posłuchajcie. Pominięcie tej gry to tak jakbyście w ogóle nie poznali najnowszej generacji konsol.

Naughty Dog nie kłamało twierdząc, że w przypadku czwartej części Uncharted dostaniemy grę bardziej dojrzałą fabularnie, większą pod względem świata i piękną od strony wizualnej. Na każdym z tych trzech pól, Kres Złodzieja nie zawodzi sprawiając, że nie mogłem wyjść z podziwu od momentu odpalenia pierwszego rozdziału, aż do napisów końcowych, które nastąpiły po około 15 godzinach. To na pewno był dla mnie najprzyjemniej spędzony czas przy PlayStation 4. Czy najlepszy w ostatnich latach? Tego bym już nie powiedział, ale z pewnością Uncharted 4 plasuje się bardzo wysoko w moim rankingu gier, które po prostu trzeba przeżyć. Tak – przeżyć, bo czwartą część przygód Nathana Drake’a bardziej się przeżywa niż tylko w nią gra.

Na te przeżycia składa się przede wszystkim historia opowiedziana przez Psiaki. Do Nathana Drake’a powracamy po wielu latach – ten ustatkował się, mieszka razem z Eleną i wiedzie sielankowe życie. Już bez przygód, ciągłej adrenaliny i bandziorów, którzy czyhają za każdym rogiem. Wiemy jednak nie od dziś, że Nathan i przygoda to jedność, więc coś w tym życiu musiało się wydarzyć. Tym czymś jest powrót jego brata Sama. Ale zaraz zaraz, jakiego brata? Przecież on zginął 15 lat temu! Właśnie w tym momencie akcja nabiera tempa. Szybko okazuje się, że Sam jakimś cudem żyje i powraca, wchodząc brudnymi buciorami, dosłownie, w spokojną egzystencję orbity zwanej Nathan i Elena. Oczywiście Sam nie wróciłby do brata, gdyby nie to, że potrzebuje pomocy. Jego życie jest zagrożone – wygadał się bowiem jednemu z gangsterów ze swojej wiedzy na temat wielkiego skarbu pirata Avery’ego. Życie Sama wisi więc na włosku i jeśli ten nie dostarczy skarbu oprychowi, tym razem naprawdę przywita się ze Św. Piotrem.

Przyjaciele przy stole. W Uncharted 4 relacje pomiędzy postaciami są bardzo ważne.
Przyjaciele przy stole. W Uncharted 4 relacje pomiędzy postaciami są bardzo ważne.

Historia na początku wydaje się nieco trywialna, ale tylko z pozoru. Wraz z rozwojem akcji odkrywamy coraz więcej szczegółów z życia Sama, a główna intryga ma swój twist. Z wiadomych względów nie będę zdradzał co się wydarzy, ale efekt zaskoczenia mogę wam zagwarantować. W całej tej nowej narracji spodobało mi się kilka elementów. Po pierwsze widoczne jest to, co wspomniałem na początku – dojrzałe podejście do historii, o ile taką historię można w ogóle uznać za w pełni dojrzałą. Trzymajmy się jednak tego, że jest znacznie lepiej niż w poprzednich odsłonach, a to na pewno plus. Nathan nie jest już tym samym Nathanem, którego znamy. Próbuje zwykłego życia, co niestety staje się trudniejsze ze względu na nagłe pojawienie się brata. Wydaje się, że przygoda nie jest już dla Nathana najważniejsza, ale do końca też nie stetryczał. Od razu można dostrzec błysk w jego oku, kiedy rozwiązuje pierwsze zagadki i odkrywa tajemnice Avery’ego. Nie brakuje też tutaj większego nacisku na relacje damsko-męskie i pokazywanie przez pryzmat Nathana i Eleny typowych związkowych rozterek. Naughty Dog świetnie też wplotło historię dwóch młodych Drake’ów i tego, jak wyglądało ich życie w przeszłości. Całość została opowiedzenia nie tylko przez genialnie zrealizowane scenki przerywnikowe, ale w postaci misji, w których gracz bierze czynny udział. To znany zabieg stosowany w poprzednich odsłonach przez Naughty Dog, ale tym razem został on jeszcze lepiej poprowadzony.

Twórcy obiecywali przed premierą, że gracze będą totalnie zaskoczeni zakończeniem gry. Rzecz jasna nie napiszę wam tego, co się wydarzy, ale ja bardzo zaskoczony nie byłem. Jedni twierdzą, że zakończenie daje pole do popisu przy produkcji kolejnych części, drudzy, że wręcz przeciwnie. Moje zdanie jest takie, że niezależnie od tego co się wydarzy, zawsze można stworzyć nową historię, czego najlepszym przykładem jest pojawienie się Sama w czwartej części. Koleś wyskakuje jak królik z kapelusza – nie znaliśmy go z poprzednich odsłon. Tak naprawdę to, czy będziecie widzieć na horyzoncie jakąkolwiek kontynuację czy spin-off Uncharted, zależy wyłącznie od waszej wyobraźni. Twórcy zostawili sobie moim zdaniem całkiem niezłą furtkę na kolejne wersje gry. Świadomie czy nie? Trudno stwierdzić. Ja z historii opowiedzianej w Uncharted 4 z pewnością ulepiłbym coś więcej.

Graficzny majstersztyk

Fabuła ukazana w Uncharted 4: Kres Złodzieja nie byłaby aż tak ciekawa, gdyby nie rewelacyjna grafika. Nie da się ukryć, że jeśli twórcy ten sam scenariusz przedstawiliby za pomocą efektów znanych z gier z lat 80., to takiego wrażenia by na mnie gra nie zrobiła. Duża w tym rola świetnie zaprojektowanych postaci, ich mimiki twarzy, które wyrażają najskrytsze emocje oraz – co jest esencją gry akcji – dużej liczby wybuchów i innych fajerwerków. Uncharted 4 miejscami ogląda się jak film, a ruchy postaci są niezwykle płynne.

Grafika w Uncharted 4 prezentuje najwyższy poziom.
Grafika w Uncharted 4 prezentuje najwyższy poziom.

Twórcy zadbali jednak nie tylko o bohaterów. Otoczenie przedstawione w Uncharted 4 to dzieło sztuki w dziedzinie produkcji gier. Bez najmniejszego zastanowienia stwierdzam, że screeny z Kresu Złodzieja mogłyby ozdabiać ściany Światowego Muzeum Gier niczym obrazy Leonarda da Vinci wystawy w Luwr. Naughty Dog zresztą samo nie kryje, że wie iż zrobiło naprawdę wielką robotę. Wielokrotnie w trakcie przemierzania świata postacie rzucają do siebie: zobacz jakie piękne widoki. Ja nie tylko w tych momentach zatrzymywałem się na chwilę i podziwiałem otoczenie, korzystając przy okazji z trybu fotograficznego. Piękne widoki są w Uncharted 4 niemal na każdym kroku!

Mógłbym tutaj wymieniać jednym tchem, co tak naprawdę sprawia, że ta gra prezentuje się tak dobrze, ale żadne słowa nie są w stanie opisać mojego przeżycia. Ile razy bowiem słyszeliście, że gra ma świetne detale, bo postać się brudzi od błota, albo patrząc na ścianę widzicie najmniejsze ślady zadrapań. To po prostu trzeba zobaczyć i tyle. Szkoda klawiatury do przelewania na monitor tego, co po prostu każdy powinien ujrzeć w akcji.

Ale czekajcie, bo o czymś jednak muszę wam wspomnieć. Wiecie, co mi się szczególnie spodobało? Brak przepychu w efektach graficznych. Dzisiaj twórcy dodają tyle rodzajów światła, odbić, filtrów, że często gry wyglądają komicznie i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Weźmy takie odbicie światła od tafli wody. Ile razy miałem wrażenie, że jak patrzę na morze w grze, to ledwo je widzę, bo jest niemal całe białe od efektów świetlnych. Mieliście kiedyś takie odczucie będąc na Helu, w Kołobrzegu czy gdzieś na zagranicznej wycieczce? Ja nie. W Uncharted 4 efektów jest w sam raz, dzięki czemu nie zasłaniają one głównego obrazu gry.

Światło w grze nie wali po oczach, a efekty nie są przesadzone.
Światło w grze nie wali po oczach, a efekty nie są przesadzone.

Warto też odnotować, że produkcja trzyma w większości czasu 30 klatek na sekundę. Zaledwie kilka razy zdarzyło mi się, że doświadczyłem lekkich spadków. W multi będziecie z kolei mieli 60 klatek na sekundę i od razu poczujecie różnicę, aczkolwiek tutaj też otoczenie jest pozbawione niektórych efektów i detali, właśnie dlatego żeby utrzymać płynniejszą animację. To akurat bardzo dobry pomysł, ponieważ w rozgrywce w sieci bardziej liczy się szybkość niż piękna grafika.

Bajeczny świat

W grze zwiedzicie między innymi słoneczne Włochy oraz Madagaskar. Największe wrażenie zrobiła na mnie sceneria z wyspą, gdzie Drake dostał od Naughty Dog nieco swobody do zwiedzenia. Od razu przypomniało mi się Assassin’s Creed: Black Flag, gdzie po raz pierwszy w serii gracz mógł skorzystać ze statku, aby przemierzać najdalsze zakątki Ziemi. Teren w Uncharted 4, który przyjdzie wam zwiedzać, jest bardzo zróżnicowany, więc na nudę narzekać nie będziecie. Raz pod wodą, później na łodzi, aż w końcu susem do jaskini i w górę na strome zbocze. Taki rollercoster twórcy przygotowali niemal przez całą grę, dzięki czemu radość odkrywania towarzyszy od początku do ostatnich minut spędzonych z produkcją. Miałem też to szczęście, że pod ręką znalazłem Uncharted: Kolekcję Nathana Drake’a i mogłem bezpośrednio porównać gry. Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że czwórka prezentuje się na tle remastera najlepiej, ale warto żebyście mieli na uwadze, że skok pomiędzy wszystkimi odsłonami najbardziej widoczny jest właśnie pomiędzy trójką a czwórką. Jeśli sądziliście, że po grze w odświeżone Uncharted 3 widzieliście już wszystko, to jesteście w błędzie.

W grze nie będziemy się tylko wspinać po górskich szczytach. Nie brakuje też zatłoczonych uliczek i miejskiego życia.
W grze nie będziemy się tylko wspinać po górskich szczytach. Nie brakuje też zatłoczonych uliczek i miejskiego życia.

Nie tylko grafika

Wiecie już, że fabuła i grafika to mocne strony Ucharted 4, ale pytanie zatem, czy gra oferuje coś więcej jeśli chodzi o rozgrywkę w porównaniu do poprzednich odsłon? I tak i nie. Kres Złodzieja to stare dobre Uncharted, gdzie mamy dużo wspinania, rozwiązywania zagadek i strzelania. Twórcy zadbali jednak o to, aby rozgrywkę odpowiednio dopieścić. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, to wszędobylski kompan w postaci Sama. Naughty Dog miało spore doświadczenie z takim podejściem do rozgrywki, gdzie przez praktycznie całą grę głównemu bohaterowi towarzyszy druga postać – piję tutaj do The Last of Us i duetu JoelEllie. Sam jest pomocnikiem, który nie tylko atakuje wrogów i od czasu do czasu ściąga na siebie ich uwagę, ale również potrafi zrzucić z wysoka skrzynię, po której Nathan się wespnie czy przesunie jakąś ważną dźwignię. To wszystko już znamy, tak jak motywy, gdzie główny bohater w trakcie rozgrywki ucina sobie pogawędki z kompanem. Niestety tak samo jak w przypadku TLoU, tak i w Ucharted 4 nasz przyjaciel często nie jest zauważany przez wrogów, nawet kiedy przemyka nieopodal nich. Z reguły to Nathan wywołuje alarmy, szkoda.

Nathan i Sam na tropie legendarnego skarbu. Taka sceneria to dobra okazja na pogaduszkę.
Nathan i Sam na tropie legendarnego skarbu. Taka sceneria to dobra okazja na pogaduszkę.

Drugą wyraźną różnicą pomiędzy poprzednimi odsłonami Uncharted a najnowszą jest wielkość terenu do eksploracji. Twórcy tutaj zaszaleli, ale też jednocześnie nie przygotowali sandboxa, za co szczerze im dziękuję. Gra jest liniowa i cel zawsze jest w jednym miejscu, ale możliwe jest czasami dotarcie do niego na kilka sposobów. Świetne wrażenie sprawia rozdział z wielkim krajobrazem, w którym poruszamy się jeepem wyposażonym w wyciągarkę. Sporo w nim nieobowiązkowych miejsc do odkrycia, gdzie nie brakuje znajdziek w postaci różnych artefaktów. Z tego zresztą słynie Uncharted i twórcy nie pozbawili graczy z genem odkrywcy przyjemności ze zdobywania najgłębiej schowanych precjozów. Każdy przedmiot możemy zbadać, pooglądać i opisać, co dodatkowo wzbogaca rozgrywkę.

Naugty Dog podpatrywało też nieco twórców najnowszego Tomb Raidera Crystal Dynamics. Nathan nauczył się skutecznie posługiwać czekanem oraz linką z hakiem i dzięki nim w jeszcze bardziej efektowny sposób pokonuje najwyższe szczyty. Szkoda tylko, że człowiek o ponadprzeciętnej sprawności ma czasami problem z wejściem na malutki kamień czy podest. Taki jednak urok liniowych produkcji, Nathan ma po prostu iść tam, gdzie mu każą i ani kroku dalej.

Przeprawy łodzią to nie jedyna z atrakcji Uncharted 4: Kres Złodzieja.
Przeprawy łodzią to nie jedyna z atrakcji Uncharted 4: Kres Złodzieja.

Twórcy rozbudowali jeszcze jeden element – skradanie się w stronę wrogów. Teraz wiele z etapów możemy przejść tak, aby nie zabijać żadnego z oponentów. Wystarczy, że będziemy skutecznie przemykać w zaroślach, pomiędzy starymi ruinami czy korzystać z wymienionego wcześniej czekana i linki.

Test IQ zaliczony wysoko

Wrogowie zatrudnieni w tej części Uncharted przez Naughty Dog przeszli też wyraźnie surowszy test na inteligencję, przez co walka z nimi nie jest już tak schematyczna jak w poprzednich odsłonach. Na pochwałę zasługuje to, jak pomysłowo potrafią oflankować Nathana i skrywać się za osłonami. Parcia na pałę jest o wiele mniej z ich strony, może poza najbardziej wyrośniętymi osiłkami. Co więcej, znacznie zaciekle walczą oni o przetrwanie. W momencie kiedy nasz bohater wisi nad przepaścią, może zrzucić wroga, ale zdarza się, że ten w ostatniej chwili lotu złapie nas za nogawkę. Gracz musi więc być zawsze czujny. Nad każdym z oprychów wyświetla się też stopień widoczności Nathana. Pusty trójkąt oznacza brak zainteresowania, żółty podejrzliwość, a czerwony doprowadza do wszczęcia alarmu. Dobrym sposobem jest chowanie się w zaroślach i cicha eliminacja wrogów, ale pamiętać trzeba, że pozostawienie ciała na widoku od razu wzbudza większe zainteresowanie ekipy sprzątającej.

Na plus należy również zaliczyć bardzo dobre zbalansowanie rozgrywki pomiędzy momentami ze strzelaniem a tymi, w których rozwiązuje się zagadki. W poprzednich odsłonach często miewałem przesyt jednym lub drugim. Natomiast w The Last of Us wyraźnie można było wyczuć, kiedy nastąpi czas na walkę i atak wroga, przez co gra momentami była bardzo przewidywalna. W Uncharted 4: Kres Złodzieja tego już nie ma. Grę przechodzi się bardzo płynnie, zagadki nie są przesadnie trudne, a samo strzelanie? Jak to w Uncharted – poezja. Po raz kolejny jednak najwięcej frajdy sprawiało mi posługiwanie się pistoletem. Czasami nie było wyjścia i sięgnięcie po granatnik, kałasznikow czy snajperkę było jedyną metodą do przemówienia gawiedziom do rozsądku. Nie czyniłem tego z wielkim żalem i tęsknotą za zwykłą Berettą 8000 Cougar, bowiem porządna rozpierducha też bawi, ale jednak pistolet najbardziej mi podpasował.

Skrajnie zmęczony i wyczerpany Nathan. Nawiązanie do Tomb Raidera?
Skrajnie zmęczony i wyczerpany Nathan. Nawiązanie do Tomb Raidera?

Na dokładkę jest jeszcze multi, którego w moim odczuciu mogłoby nie być, ale skoro jest, to naturalnie nie będę robił twórcom wyrzutów z tego powodu. Tym bardziej, że przygotowali kilka interesujących trybów rozgrywki ze sprawdzonym i lubianym Team Deathmatch oraz całkiem nowym Plunder, gdzie gracze ładują skarby do skrzyni. Mistyczne wstawki na początku wydawały się dość dziwne, ale z czasem można do nich przywyknąć. Ogólnie rozgrywkę w multi należy zdecydowanie zaliczyć na plus.

Dlaczego nie maksymalna nota?

Po zakończeniu gry nie zastanawiałem się długo nad oceną i od razu wiedziałem, że Uncharted 4: Kres Złodzieja nie otrzyma ode mnie 5/5. Powód jest prosty. Mimo wykonania naprawdę ogromnej pracy, dopieszczenia wielu szczegółów, świetnego balansu rozgrywki, rewelacyjnej grafiki i ciekawszej historii niż w poprzednich odsłonach, ta gra po prostu nie wnosi żadnego nowatorskiego rozwiązania do gier akcji, którego bym wcześniej nie widział. Oczywiście jako całość jest świetna i bez dwóch zdań musicie w nią zagrać – to suma idealnie dopracowanych elementów, ale jednak zabrakło mi tego czegoś. Sorry, ale za grafikę, która powoduje opad jajec, Naughty Dog maksa nie dostanie. Tego czegoś brakuje mi nie tylko w mechanice, ale też w fabule, która jest dobra, ale jako dojrzały gracz oczekuję czegoś więcej niż jednego twista. No i cholera – jak to często mawia Drake ustami Jarosława Boberka – opowieść Joela i Ellie bardziej chwyciła mnie za serce i tutaj o to przede wszystkim w tej mojej ocenie chodzi.

Ocena: 4,5/5

Plusy:

+ grafika na najwyższym poziomie,
+ znacznie lepiej opowiedziana historia niż w poprzednich częściach,
+ świetne zbalansowanie rozgrywki,
+ wartka akcja trzymająca w napięciu od początku do końca,
+ większa swoboda poruszania się po rozleglejszym świecie,
+ rewelacyjnie przygotowane i zróżnicowane lokacje,
+ możliwość dojścia do celu na kilka sposóbów.

Minusy:

– w fabule jednak czegoś brakuje,
– mechanika rozgrywki nie zawiera żadnych nowatorskich rozwiązań,
– drobne spadki animacji.

Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie